Zadziwiające, czego mogą nauczyć nas książki dla dzieci kiedy już jesteśmy dorośli. Na fali powrotu do cudownej Astrid Lidgren przeczytałem krótką historyjkę o małej Lotcie z ulicy Awanturników. I naszło mnie oczywiście (choć nigdy za takiego prawdziwego filozofa to się nie uważałem). Po kilku stronach chciałem rzucić tę książkę, bo ta mała doprowadzała mnie do szału! "Co za bachor niegrzeczny" - myślałem. Ale postanowiłem zacisnąć zęby i przeczytać do końca, bo ja zawsze czytam książki do końca, nawet jak mi się nie podobają. I dobrze zrobiłem. Bo im bliżej poznawałem Lottę, tym bardziej rozumiałem powody, dla których zachowywała się tak jak zachowywała. I zrozumiałem przestrogę dla siebie. Zanim się wkurzysz, zanim wyrobisz sobie zdanie, poznaj sprawę do końca, nie uprzedzaj się i nie wypowiadaj zbyt pochopnie. Coż, jestem raczej człowiekiem emocjonalnym i w gorącej wodzie kąpanym, a to często szkodzi. Trzeba sprawy przemyśleć, trzeba wysłuchać obu stron, porządnie to przeanalizować i dopiero tworzyć obraz całości. To przecież w zasadzie oczywiste co piszę, ale jakże często robimy dokładnie odwrotnie: zanim zrozumiemy do końca, już wrzeszczymy...
Poza tym... cóż. Pogoda nie sprzyja niczemu. Znów wieje jak diabli i jak patrzę na kota wygrzewającego się pod lampą, to sami wiecie co mam ochotę zrobić. Do lamp i grzejników narodzie! Hej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz