piątek, 11 maja 2012


Coś mi śmierdzi. Z jednej strony rozumiem, że żyjemy dłużej i jako rocznik załapujący się na dłuższy staż pracy jakoś mentalnie nie mam z tym problemu, ale... Nie przekonują mnie (i chyba nie przekonają, no chyba, że ktoś mi to rozsądnie inaczej wytłumaczy niż tłumaczę sobie sam) argumenty ekonomiczne. Bo skoro z założenia sam mam sobie odkładać na emeryturę, to:
Przy następujących założeniach:
Średnia płaca brutto niewiele ponad 4000 (taka jest z grubsza średnia krajowa)
Do roboty idę po studiach (26 lat)
Pracuję po staremu - do 65 roku życia, co daje 39 lat stażu,
To:
gdyby ZUS działał jak zwykły bank, do którego odkładam pieniądze, przy składce takiej jak teraz, czyli ok. 395 złotych (a przecież ci co prowadzą działalność gospodarczą płacą ponad 600) i przy założeniu, że bank mi da od tego 6 procent rocznie, uzyskujemy:
Przy emeryturze 20- letniej (dożyję 85 roku) - 3 tysiące emerytury
Przy 30 letniej (dożyję 95) - dwa tysiące...
Więc albo państwo mówi mi o tym, że skoro biologia i medycyna pozwalają, będę się cieszył aktywnością zawodową - to do mnie trafia, albo zakłada, że mnie okradnie, wciskając mi argument z ekonomii, który mi właśnie śmierdzi...
No i masz babo placek - smrodacek...

Brak komentarzy: