Od rana walczę z narastającą we
mnie agresją. Już nie jest mi smutno, już nie jest mi źle. Już jestem wściekły.
Czuję bezsilność, ale i złość. Za nasze ciężko zarobione pieniądze rujnuje się
właśnie to, co przez lata mozolną pracą my i nasi rodzice budowaliśmy. Silną,
dumną, bogatą Polskę, z którą inni się liczą, jako z partnerem, mając na
względzie ile pracy włożyła w „gonienie” rozwiniętego świata. I teraz banda
zakompleksionych idiotów, którzy poza kompleksami nie mają nic więcej do
zaoferowania, po prostu to niszczy.
Stawianie się w retoryce
konfrontacyjnej, a to przecież pisdzielce robią od samego początku, nie świadczy
o niczym innym jak o słabości. To przejaw nie tylko niewolniczej mentalności,
rodem z Nietzschego, ale przede wszystkim własnej małości, którą przykrywa się
wyprzedzającym atakiem na wszystko co lepsze od nich, czyli prawie na wszystko
w ogóle. Nie wierzę w to, że człowiek, który skończył prawo mówiąc, że w UE
przy reformie praw człowieka jednym aktem prawnym zmieniono cały trybunał nie
wie, że w Polsce sytuacja jest inna, bo na taki ruch po prostu nie pozwala
konstytucja. Pierdnięcie prezesa – małego, bezżennego, nieznającego języków,
niepotrafiącego odnaleźć się w normalnym świecie człowieka wywołuje panikę
wśród jego świty – czemu? Bo nikt z nich nie ma jaj, żeby być przyzwoitym. Bo
oprócz umiejętności bycia wiernym za wszelką cenę niewiele więcej potrafią.
Zszarganie wszelkich autorytetów,
skłócenie narodu, gloryfikacja bylejakości, paranoiczna podejrzliwość wobec
wszystkiego i otwarta wrogość wobec inności – to są rzeczy wywołane w narodzie,
których naprawianie potrwa lata i będzie okupione wieloma trudami. I wszystko w
dwa lata „naprawiania”. Bezkarne opluwanie wszystkich, którzy śmią mieć własne
zdanie, podczas gdy ktoś nie wytrzymał i się odszczeknął, więc w kajdankach
został zatrzymany. To jest styl działania cywilizowanych ludzi? To zaprzaństwo,
w które wciąga nasz pracowity naród banda nieudaczników życiowych, która swoje
niespełnione ideały wciskać będzie wszystkim innym na siłę. Ekipa dorwana do
koryta, popierana przez garstkę ludzi, którzy uważają, że umiejętność
samodzielnego myślenia jest na tyle niebezpieczna, że lepiej jej nie podejmować,
lecz powtarzać w kółko raz wbite do głowy stwierdzenia, która żeruje na ciężko pracującym
narodzie to chyba nie to, na co dumny naród Polski powinien sobie pozwalać. Tak,
jeśli mówimy o Polsce powstałej z kolan, jeśli mówimy o dumie narodowej, to
powinniśmy jak najdalej od spraw naszych, wspólnych trzymać tych oszołomów.
Dumny, to ja byłem, gdy w czasie realizowania projektów międzynarodowych
rozmawiałem z ludźmi z całej Europy jak równy z równym. Dumny to ja byłem, gdy
Polska postrzegana była jako awangarda ruchów wolnościowych w tej części Europy.
Dumny to ja byłem, gdy mówiono mi: „w ćwierć wieku zrobiliście tak ogromną
pracę, aby od komuny dojść do kwitnącego, demokratycznego kraju”. A teraz co?
Jaka duma? Z czego? Z tego, że wracamy do mentalności zaborowej, która każe nam
nienawidzić wszystkich wokół? Z tego, że albo nas Węgry uratują przed
sankcjami, albo zamiast otrzymywać pieniądze z Unii będziemy narażeni na kary?
Z tego, że już jesteśmy samotną wyspą, wytykaną palcami? Bóg, honor, ojczyzna –
wartości, którymi byle łachmyta wyciera sobie gębę nie rozumiejąc o czym mówi?
Znów mamy być pariasem Europy, na którego wszyscy z politowaniem patrzą? Tego
chcecie?
Oczywiście, ludziom bez
wykształcenia, bez ogłady, nie znającym języków wszystko jedno – nawet na
wycieczce do słonecznych kurortów Bułgarii, Chorwacji czy Grecji czują się
nieswojo, więc zachowują jak królowie na objeździe włości, takim ludziom
wyjazdy na Sokratesa nie są do szczęścia potrzebne. Okopcie się zatem proszę gdzieś
w Polsce, zrzucimy się na kawał ziemi dla Was i róbcie tam arcykatolickie
państwo okopane przed całym światem, wrogimi siłami, które tylko patrzą gdzie
Was okraść, wynarodowić, pozbawić wiary przodków, czy czegokolwiek innego. Mnie
mojego dziedzictwa kulturowego nikt nie pozbawi, bo jestem jego świadomy, dumny
i pielęgnuje je w sobie sam. Jest ono silne, więc nikogo się nie boi. I nie mam
problemu z łączeniem mojej Polskości, którą kocham w sobie z europejskością i
poczuciem bycia obywatelem świata. Jestem otwarty na różnorodoność, bo ta
otwartość daje mi poczucie, że się rozwijam, że staję się coraz lepszy i
bogatszy, co z kolei wywołuje we mnie siłę, więc kółko się zamyka. Ale do
zakutych łbów, które już dawno zamknęły się na rozwój to nie dotrze. Bo
myślenie boli, a tak naprawdę powoduje niepokój, bo trudno ze spokojem robić
coś, czego się nie umie. To taki sam niepokój, jaki można odczuwać przy
maszynie, przy której człowiek stoi, choć nie umie jej obsługiwać. Boi się, że
sobie krzywdę zrobi. I o ile nie miałbym o coś takiego pretensji, to jednak
postawa, która polega na tym, że zamiast się nauczyć, zwłaszcza od kogoś, kto
jest w tym biegły, zaczynam mieć pretensje do wszystkich wokół, że przy tej
maszynie stoję – to już jest postawa dla mnie nie do usprawiedliwienia.
Czy wobec sprzeciwu czuję się
kwiczącą świnią oderwaną od koryta? Nie, mimo, że jestem wnukiem resortowym.
Tak, mój dziadek był majorem MO, dzięki czemu nie mieliśmy nawet swojego
mieszkania, bo tata (i dziadek) bali się, że jak tylko dostaniemy przydział, to
będzie się gadało, że syn majora, to i dostał. Ale mam nadzieję, że obrońcy
obecnej władzy będą kwiczeli, gdy jakiś pisowski oligarcha wjedzie im w tyłek
auta albo zapragnie mieć ich działkę w swoich włościach, i wówczas okaże się,
że są wobec potężnej machiny państwa tyranicznego absolutnie bez szans. I choć
nigdy nie myślałem, że tak się publicznie wyrażę, ale zamiast wesołych świąt
życzę wam takiej właśnie sytuacji. Gdy znajdziecie się w nieodpowiednim czasie
w nieodpowiednim miejscu, gdzie, mimo obecnej sympatii wobec głupoty i
zaprzaństwa, zaczniecie uwierać obecnej władzy i ona wam pokaże. Może wtedy
zrozumiecie o czym mówią ludzie, którzy lepiej od Was znają się na pewnych
sprawach, którzy uczą się latami, by wypowiadać opinie, które z taką łatwością
obrzucacie gównem; o czym mówi Europa i świat, choć wy przecież lepiej wiecie
swoje. Bo gadanie o odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń, które będą
zbierać żniwo tego cofania się w cywilizacji społecznej, jest w tym przypadku bez
sensu. To zbyt trudne do zrozumienia…
Wesołych świąt zatem. Ale trudno,
niestety nie wszystkim. Niech tych niektórych mimo świąt odpowiedzialność
uwiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz