wtorek, 18 maja 2010
Pogoda chyba zbaraniała. Albo i ja baranieje od tego zimna i deszczu. Jedynie pies, który na czas tego co się dzieje zyskał pseudonim "Tampon" cieszy się jak dziecko. Ale ponoć goldeny tak mają. Zabrałbym się do usprawnień na mojej stronie, ale muszę najpierw obowiązki spełnić dydaktyczne. I tak sobie myślę: tyle problemów na tym bożym świecie. Jeśli choć dwa, trzy procent studentów będzie próbowało rozwiązywać problemy, o których pisze, to już będzie lepiej. Oby. Póki co zatem, będę podchodził do sprawy od strony teoretycznej. Ostatnio na zajęciach przedstawiony został problem eutanazji. I szlag mnie trafił, bo znów spotkałem się retoryką przeciwników tego "procederu", iż nie powinniśmy się mieszać w sprawy Pana Życia i Śmierci, czyli Pana Boga w skrócie. Niezależnie od tego po której jestem stronie (akurat po żadnej), nie godzę się z taką retoryką, ponieważ Ci, którzy jej używają sami sobie strzelają w stopę. Jeśli bowiem Bóg i tylko on decyduje kto ma umrzeć, to powinniśmy się powstrzymać od podłączania chorych do aparatury podtrzymującej życie, żeby nie stwierdzić, że w ogóle medycyna powinna dać sobie spokój z rozpaczliwym ratowaniem kogokolwiek. Bo przecież to jest też działanie przeciw wyrokom boskim, tyle, że w drugą stronę. Żeby dyskutować i przekonywać, warto używać argumentów racjonalnych, a nie działających wyłącznie na emocje, sumienie. Stop niemądremu doktrynalizmowi. Po to mamy zwoje mózgowe, żeby ich używać i to uczciwie, właśnie jak Pan Bóg przykazał. No to na tyle, bo wracam do obowiązków. I mam nadzieję, że się ten przyrodniczy dyngus skończy niebawem. Alleluja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz