piątek, 10 grudnia 2010
Święte oburzenie!
Wyobraźcie sobie firmę, na rzecz której mnóstwo osób wykonuje pracę. Interes się kręci i rozrasta, bo firma wyprowadza pieniądze, żeby zainwestować przez różne spółki, bo jej samej inwestować nie wolno (a przynajmniej nie w to co nie jest nią samą). Nazwijmy ją "A". I jedna ze spółek, która ma zapłacić ludziom pracującym dla A popada w kłopoty. Zdarza się, jednak w każdej szanującej się, cywilizowanej firmie, przede wszystkim zabezpiecza się pieniądze na wypłaty ludziom. Tu tak się nie robi. Spółka zatem wisi ludziom masę pieniędzy i wije się jak piskorz. Firma "A" umywa ręce - ba, twierdzi bezczelnie, że to nie ona przecież jest winna pieniądze. No i najlepsze. Jeden z "niewolników" (bo jak inaczej nazwać osobę, która prace wykonała na rzecz kogoś, kto jej za to nie zapłacił?) zmęczony wykrętami, obietnicami, "blablactwem" spółki, przycisnął, aby uzyskać konkrety. I oto co uzyskał: możliwość ugody poprzez spłatę zadłużenia (bez odsetek) przez co najmniej półtora roku (lub najlepiej kwartalnie, ale to daje jakieś 4,5 roku!). A jeśli spotkamy się w sądzie, to spółka może zawsze przecież podważać solidność wykonanej na rzecz firmy "A" pracy, choć sama ją na rachunkach potwierdziła! Niemożliwe? Ależ nie tylko możliwe, ale z życia wzięte! A ja się trzęsę z oburzenia! Apage od takich instytucji. A najpiękniejsze, że klienci "A" nie mają pojęcia, że są notorycznie nabijani w butelkę, bo nie mają pojęcia co się dzieje z ich kasą!
2 komentarze:
Brzmi jakże znajomo... jak widać firmie udaje się jak dotąd wychodzić obronną ręką ze wszelkich sytuacji. Szkoda że pracownikom nie. Pozdrawiam! M.B.
Parafrazujac pewien tytuł: to nie jest miejsce dla wrażliwych ludzi. Tylko...dla kogo jest...?
Pozdrawiam serdecznie. A.Z.
Prześlij komentarz