czwartek, 30 maja 2019

Czwartkowo, popołudniowo.

Jest spokojnie. Wreszcie. Nie odbieram telefonów, nie odbieram maili. Świat poczeka. Musi. Nie dlatego, że nie ma wyjścia, tylko dlatego, że teraz ja tak chcę.  Odnajduję w tym wszystkim siebie. Odnajduję chwile, które nie wrócą, więc warto jest je uchwycić. Cieszyć się nimi. Siedzę na podłodze, w progu mojego balkonu pisząc i spoglądam przez kwiaty, które zasadziłem, na świat. Koty się ganiają. Jej, jak jest cudnie. Tak właśnie ma wyglądać życie. Oczywiście, że lepiej byłoby, gdyby było trochę cieplej, gdyby nie było tak późno i można było się dłużej cieszyć chwilą. Gdyby mnie nie bolały oczy i mógłbym przeczytać jeszcze jeden ciekawy artykuł z Pisma. Gdybym więcej pamiętał z tego co czytam. Gdyby... Nie, nie będę zastanawiać się nad tym, czego nie mam. Muszę nauczyć się myśleć o tym, co mam. I cieszyć się tym. Przeżywać to. Najprostsza to droga do szczęścia. Najprostsza a jednak najtrudniejsza. Myślę jednak, że wywołane jest to tym, że dziś, a mam na myśli po prostu czasy teraźniejsze, za dużo mamy bodźców. Za dużo strzępków informacji do przetworzenia. Nawet nie przyswojenia, bo aż tylu i tak nie bylibyśmy w stanie przyswoić. Ciągle plany, ciągle w niedoczasie. Ciągle w myśli o tym, czego nie ma. Właśnie. Za dużo tego. I to właśnie powoduje, że zamiast cieszyć się tym, co teraz, zamiast chłonąć każdą chwilę życia, która przecież, jak to już napisałem, już się nie powtórzy, my ciągle gdzie indziej. Gdzie indziej, czyli nigdzie, bo przecież myślimy o rzeczywistości, której albo jeszcze nie ma, albo się nie wydarzy, bo nie zdąży, bo nie damy rady, bo się nam wymknie. I przez to wymyka nam się życie. Zapalę świeczkę. Ot tak...