sobota, 25 lutego 2012

Napisał dziś na Facebooku mój znajomy o sytuacji, w której został pobity 19-letni Kacper, syn jego przyjaciół. Na ulicy, w nocy, kiedy ze znajomymi wracał z pubu. Zresztą skąd by nie wracał, został skatowany przez bandę nastolatków. Jego pretensje do władz miasta są w pełni uzasadnione, choć problem oczywiście jest szerszy. Pierwsza bowiem w takiej sytuacji reakcja, zresztą uzasadniona i pewnie słuszna, to złość, chęć bezlitosnego rozprawienia się z bandą zwyrodniałych nastolatków...
Choć z drugiej strony ja poznałem takich wyrostków i rzecz nie jest taka "jednoznaczna", bo to zezwierzęcenie jest często wynikiem reakcji na to, że nie mają po prostu możliwości być lepszą młodzieżą. Wiem, znowu teoretyzuje, że to wina zapijaczonych rodziców, bla, bla, bla. Ale powiem tylko, że spośród tych zezwierzęconych małych często bandytów część naprawdę nadaje się do brutalnej pacyfikacji, ale część to bardzo fajni ludzie, tylko po faktycznej resocjalizacji. Ale nie w tym rzecz. I nie w zastanawianiu się, na czym ma polegać brak tolerancji, bo jedynie napieprzanie w tych młodych pałą niczego poza podniesieniem w nich poziomu agresji nie spowoduje. W tym rzecz, żeby zamiast pierdolić o przesuwaniu Kościuszki, założyć monitoring w miejscach, gdzie młodzież spokojna przebywa (czyli w centrum). Żeby za tym monitoringiem działały faktycznie służby reagowania takie jak policja, czy straż miejska, która oprócz umiejętności zakładania blokad na koła, powinna mieć przede wszystkim możliwość zaprowadzania porządku w mieście. Wreszcie rzecz w tym, żeby centrum nie było mekką dla żuli, pijaków i menelstwa wszelkiego autoramentu. I tu argumenty wykluczenia społecznego do mnie nie trafiają, bo znam takie osoby i powiem szczerze, że nikomu na siłę pomóc się nie da. Rodzi się pytanie: więc co? Wyprowadzić to całe towarzystwo gdzieś na obrzeża miasta i zrobić getto? Otóż tak, niestety wydaje się to jedynym wyjściem (i od razu nasuwa mi się bioetyczny agrument - obciąć nogę, jeśli jej stan zagraża reszcie organizmu - oczywiste). Nie chciałbym być posądzony o bycie zwolennikiem eksterminacji marginesu społecznego, ale jak świat światem margines społeczny istniał i istnieć będzie, a getto teraz też przecież mamy, tyle, że w centrum. I żadne miasto, które organizuje getto menelskie w centrum nigdy kwitnąć nie będzie. Żadne takie miasto nigdy bezpieczne nie będzie. W żadnym takim mieście "porządni" mieszkańcy nie będą się czuli dobrze, bezpiecznie. Niektórych oburza wizja kontenerów na przedmieściach. Ale ja znam osoby, które pracą się nie kalają, a tym bardziej płaceniem czynszu, czy choćby minimum wysiłku celem uczciwego społecznego życia. I wolę, żeby takie osoby żyły w kontenerze niż w 80 - metrowym, zrujnowanym mieszkaniu w centrum. Za darmo. Trudno!
A strategie dla miasta można faktycznie sobie w buty wsadzić, dopóki nie podejmie się próby drastycznego, ale skutecznego rozwiązania podstawowych problemów. Giuliani w Nowym Jorku akcją "zero tolerancji" wprowadził jednak porządek. Jak się inaczej nie da, trzeba dać w łeb! I pozwolić, żeby nieodpowiedzialne zachowanie doprowadziło do oczywistych konsekwencji. Chcesz być na dnie: no to bądź. Dość ryby dla głodnych, skoro uporczywie nie chcą wędki złapać. Niektóre idee resocjalizacyjne przypominają mi bzdety o bezstresowym wychowaniu. W wyniku którego jedna moja znajoma mama (wiecznie mądrzejsza od całego świata), usłyszała od własnego, 7-letniego syna: "zamknij się kurwo!" Mateuszek dostał w pysk i bezstresowe wychowanie skończyło się (nota bene wyszedł wypisz - wymaluj niekonsekwentny styl wychowania! - moi studenci pedagogiki wiedzą o czym mowa, ha!).
A tymczasem... Trzymajmy kciuki za 19 - letniego Kacpra, żeby nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie jak najszybciej doszedł do siebie.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Amen.
Szymon

Anonimowy pisze...

tak...to trochę tak jak: ,,nie klnij, bo ci Bozia język upierdoli..."
a swoja drogą... z drugiej strony - (sama jestem mamą)niestety, rodzice nie mają czasu dla dzieci - praca, zmęczeni, aw większości przypdków jest nst. schemat: mama tatusiem pracują, adzieckiem, praktycznie od zera zajmuje sieciocia, babcia, niania, a z rodzicami więzi nie ma... a jak jest, w większoci przypadków %%%... no to sie dzieciaki muszą ,,nakochać" i tyle... tylko, że niestety szkoda,bo nie ma ich kto wychować... telewizor, albo popiepr****e gry i czesio z włatcuff móch...
ech :/
pzdr. agata( Ir.pedagogiki ) :)

adamgogacz pisze...

Czesia to proszę zostawić w spokoju! :-)Jest bosski! A tak bardziej na poważnie, Czesio stanowi doskonały przykład czy raczej przyczynek do rozmów,nawet z dziećmi, jak to jest jak się am dobre intencje, ale nie zawsze się pomyśli, zanim się coś zrobi. Bo Czesio to przecież przykład chodzącej dobroci, prostolinijności!