niedziela, 1 marca 2015

Społeczne - antyspołeczne

Czasem się zastanawiam, dlaczego społeczeństwo nasze musi być w swych protestach tak strasznie aspołeczne. Protest sam w sobie jest nie tylko słuszny, ale jest przede wszystkim demokratyczną, najbardziej co prawda radykalną, ale jednak demokratyczną formą wyrażenia niezadowolenia z zarządzania społeczeństwem. I jestem jak najbardziej zadowolony, gdy widzę, że ludzie protestują, bo to oznacza, że im zależy, że wiedzą, że od nich zależy, że czują, iż mają wpływ na to, co w przestrzeni społecznej się dzieje. Ale protest musi z takich właśnie przesłanek wynikać, to raz. Denerwują mnie protesty, w których jednostki wykorzystując psychologię tłumu wyprowadzają ludzi nie tyle na ulice, co w pole. Bo tak naprawdę na plecach danych grup społecznych usiłują zbić kapitał polityczny, a pisząc, że wcale nie chodzi im o treści z transparentów, napisałbym banał w stylu: a jak się rozejdą chmury za dnia, to wychodzi słońce. To najbardziej obrzydliwa dla mnie forma populizmu, wybić się na lotnych hasłach, na niezadowoleniu społecznym, a potem… Historia doskonale pokazuje, że tacy ludzie zapominają o cudzych krzywdach, dzięki którym znaleźli się u żłobu, ja pokazywać już tego nie muszę.
                Ale tak naprawdę nie o tym chciałem. Bo po drugie zastanawiam się, czemu te protesty są organizowane tak naprawdę w taki sposób, ze stanowią automatyczny powód do protestowania dla innych. Śmiem wręcz twierdzić, że protesty społeczne są u nas tak naprawdę antyspołeczne. Oto bowiem protestujący przeciwko polityce rządzących, decydentów, czy jak ich tam nazwiemy, utrudniają życie nie im, lecz innym, zwykłym, przeciętnym członkom społeczeństwa. Przecież blokując drogi, tory, ulice, przeszkadzamy wyłącznie sobie. Paląc opony, narażamy na smród okolicznych mieszkańców, dzieci w parku, etc. Masa krytyczna, która protestuje przeciw samochodom, podkręca spiralę nienawiści u wszystkich stojących w autach w korkach – w ten sposób nikogo do jazdy rowerem nie zachęci, wręcz przeciwnie. Rolnicy blokujący drogi utrudniają życie mieszkańcom miast, przez co nie zyskują ich przychylności, lecz, coraz częściej przekonanie, że się tym rolnikom w pewnych częściach ciała poprzewracało. A takich przykładów odmrażania uszu na złość mamie mamy przecież dużo więcej. I tym samym zamiast budować społeczną solidarność przeciw władzy, tak naprawdę sami siebie nastawiamy coraz bardziej przeciw sobie. A dla władzy jest to tylko przyczynek do bycia coraz bardziej arogancką, bo zamyka się ona w swoich kręgach, w swoich twierdzach i z narastającym rozbawieniem patrzy na ludzi, którzy kłócą się na przejściu dla pieszych, bo jeden z nich protestując je blokuje, a drugi chce się po prostu dostać do domu. I tak właśnie pełni frustracji rozszerzamy ową frustrację na innych, równie bogu ducha winnych jak my sami. A potem się dziwimy, że społeczeństwo jest podzielone, że sobie sami skaczemy do gardeł. A władza w coraz wyższych wieżach z kości słoniowej robi swoje. Niezależnie od opcji. I tylko ci, co naprawdę chcą trafić do takiej wieży i z góry patrzeć na innych, z lubością wykorzystują ludzi organizując kolejne społeczne – antyspołeczne protesty. I tak od zimy do wiosny, od wiosny do zimy. Hop bęc!

„Maryna, a wytrzyj kurze!
A której, bo kur mamy siedem?”

Z cyklu: Klechdowy zawrót głowy

Brak komentarzy: